Muszę przyznać, że z ciężkim sercem tworzy się niniejszy tekst. W obliczu przykrych wydarzeń ostatniego tygodnia i niepewnej przyszłości związanej z nimi, media od góry do dołu zalały się odcieniami błękitu i żółtego. Z niezwykłym trudem odnajdywałam upragnione ukojenie w postaci piosenki, która mogłaby choć na chwilę dać zapomnieć o przykrych obrazkach, napływających znad wschodniej granicy. Dobre tyle, że Beach House na Once Twice Melody zaserwowali ich aż osiemnaście.
Chociaż ciałem daleka od tego, co dzieje się na Ukrainie, duch i myśli codziennie krążą wokół historii zwykłych ludzi, którzy znaleźli się w wojennej zawierusze. Brakowało melodii, z którymi można na chwilę odpłynąć. Do czasu. O ile styczniowe premiery płytowe nie zachwycały w większej mierze, w lutym worek z dobrociami na dobre się otworzył. Wśród nich znalazł się najnowszy album z idealnymi piosenkami na tę nieidealną chwilę, autorstwa amerykańskiego zespołu Beach House.
Duet z Baltimore tworzący błogie impresje na temat brzmień z pogranicza shoegazingu i dream popu, wraca po czterech, jak się okazuje niezwykle twórczych latach, w większości jednak spędzonych w izolacji. Materiał na Once Twice Melody, ósmą w dyskografii płytę zespołu, zaczął rodzić się jeszcze w 2018 roku, na niedługo po wydaniu ostatniego albumu zatytułowanego 7. Długi proces twórczy zaowocował powstaniem, jak można się spodziewać, niemniej krótkiego, dwupłytowego wydawnictwa trwającego bite 84 minuty. Chociaż niektóre z kompozycji jakie znalazły się na Once Twice Melody, mogliśmy podziwiać już jesienią ubiegłego roku, jednak nie zdradzały one tego, co miało finalnie nadejść i zostać podane w pełnowymiarowej wersji albumu. Alex Scally (ta gitara) i Victoria Legrand (ten głos) zebrali swoje ulubione pomysły, niektóre z nich napisane przed latami i niewykorzystane, zamknięci w studio z garstką starych znajomych (Alan Moulder, który po raz drugi zmiksował muzykę duetu, czy James Barone, ponownie zasiadłszy za perkusją) kolejny raz wycisnęli esencję dream popowego grania, które obecnie bije rekordy popularności.
Najnowsze wydawnictwo spod szyldu Beach House w ostatnim tygodniu w istocie sprawy biło (i bije nadal!) wszelkie rekordy. Trafiło ono bowiem na zaszczytne, pierwsze miejsce amerykańskiej listy Billboard Top Current Album Sales. Once Twice Melody po niecałych dwóch tygodniach od ukazania się, okazała się być najchętniej kupowaną spośród wszystkich płyt. Nawet samemu Kanye (lub prawidłowo Ye) spodobało się to, co muzycznie ma do powiedzenia amerykański duet. Na dzień przed pojawieniem się Beach House na liście Billboardu, podzielił się ze światem wspólną fotografią z Victorią Legrand i Alexem Scally, co jedni odczytują jako zapowiedź ewentualnej kolaboracji.
Rzeczone osiemnaście piosenek na dwóch krążkach w czterech rozdziałach przeprowadza przez wszystkie kolory sielankowego shoegazingu, utwierdzonego w dream popowych posadach. Długość może zadławić przeciętnego pochłaniacza płyt. Once Twice Melody należy zdecydowanie do tych albumów, których poznanie może zabrać kilka podejść. Ogrom piosenek niechętnie wychylających się poza ramy gatunkowe, przy pierwszym zetknięciu może przytłoczyć także i tych mniej zapatrzonych we współczesny shoegazing i ogólnopojęty dream pop. Zupełnie niesłusznie. Ósmy w dorobku album stanowi pełne spektrum dorobku Beach House i jest katalogiem piosenek w różnych barwach i fakturach, a co za tym idzie także i odczuciach.
Uciekliwszy od zgoła psychodelicznych brzmień 7, Beach House na Once Twice Melody wydają się rozpływać w swojej bardziej piosenkowej przeszłości. Sięgają po nieznośnie pulsującą elektronikę, której wszechobecny pogłos balansowany jest przez grę gitary Scally’ego i anielski głos Legrand. We względnej piosenkowości znajdują ujście w różnych formach wyrazu, raz uderzające w bardziej psychodeliczne tony, a raz w bardziej akustyczne, zapatrzone w stronę folku. Prezentując szeroką i bogatą paletę kompozycji, dają wyraźny komunikat: „to nasze piosenki, a Ty zrób z tym, co chcesz, ale wiedz, że one to my”. Do najmocniejszych momentów albumu należy zaliczyć: tytułowy Once Twice Melody, Superstar, Pink Funeral, Masquerade oraz zamykający Modern Love Stories. Wybierz więc swoje ulubione.
Podobnie jak w przypadku Black Country, New Road, Beach House zwracają się ku słonecznej, bardziej przebojowej stronie, wypełnionej świetnie skrojonymi na współczesne czasy pomysłami. Co za tym idzie, jedno jest pewne. Na Once Twice Melody nie długo szukać zapadającej w pamięci melodii. Jest ich aż osiemnaście. Wybierz swoją ulubioną.
W.