Autorski niecodziennik muzyczny
Kalkulowane memorabilia

Kalkulowane memorabilia

Za memorabiliami stoi pierwszy z duetu, Amerykanin, Panda Bear, ponad dekadę młodszy od tego drugiego. Za kalkulowanymi zdecydowanie odpowiada ten drugi, Brytyjczyk, Sonic Boom, który na scenie stawał jeszcze w latach 80-tych. Przed dwoma tygodniami ukazało się ich wspólne dzieło, Reset, powolne, istotnie resetujące, wracające do rock and rollowych korzeni, niesiłujące się z dorobkiem obu panów, a pewniej będące naturalną konsekwencją ich wcześniejszych, muzycznych przyzwyczajeń i dokonań.

Domino · 2022

O tym, że Peter Kember, wspomniany Sonic Boom, oraz Noah Lennox, wspomniany Panda Bear, mieli ze sobą coś wspólnego, wiadomo było od lat co najmniej dziewięciu. To, że łączy ich tak wiele i potrafią odnaleźć wspólny język jako twórcy równocześni, przekonujemy się dopiero teraz. Brytyjczyk po rozpadzie formacji Spacemen 3, karierę kontynuował nieco z ubocza – głównie jako producent, któremu udało się odłowić i współpracować z rodzynkami sceny psychodelicznej ostatnich 20 lat. Musiało się przewinąć oczywiście i Animal Collective, ale także i sam Panda Bear, który z producenkich usług Kembera skorzystał na solowej płycie Panda Bear Meets the Great Reaper (2015), która łapie parę wspólnych odnośników z dziełem najnowszym. O ile Panda Bear zdążył zdobyć poważanie jako twórca solowy, chociażby za sprawą Person Pitch (2007), Sonic Boom na swój w pełni solowy debiut czekał do roku 2020. Rozkochany w Portugalii, w której na co dzień zamieszkuje, płyty pewnie nie ośmieliłby się wydać, gdyby nie za namową swoich lokalnych przyjaciół, którzy znali All Things Being Equal w wersji sauté. Reset znajduje zdecydowanie więcej wspólnych podobieństw i odnośników ze wspomnianym wydawnictwem niż ma jakkolwiek do czynienia z albumami pochodzącymi z solowego dorobku Lennoxa.

Stąd wyrasta moje niezrozumienie, a czasem i lekkie rozsierdzenie w stosunku do większości przeczytanych recenzji skomponowanych przez twórców mniej lub bardziej anonimowych. Czasem niestety także tych bardzo nieanonimowych, którzy twierdzą że na albumie Reset usłyszymy więcej i mocniej Noah niż Petera. Noah usłyszymy niezaprzeczalnie częściej jeżeli chodzi o same wokale, co tyczy się również i tekstów, ale muzyka to większe i głębsze doznania zainicjowane jeszcze przy okazji All Things Being Equal. Debiut Kembera być może nie był szczególnie nagłośniony ani szeroko omawiany, ale dostaję nieodpartego wrażenia, że nie wszyscy z recenzujących po ten album sięgnęli, a samego Sonica – nie ubliżając Jasonowi – kojarzą w zasadzie i jedynie z bycia tym bardziej trzeźwym i przytomnym w szrankach Spacemen 3. A przecież Reset to był jego pomysł od początku do końca. Oba albumy łączy z resztą ta sama fraktalna muzyczna struktura nieznajdująca swojego kulminacyjnego ujścia przy chorusach, podobne dynamika i barwy okładek, minimalna promocja obu przedsięwzięć, czy fakt, że część zysków, pochodzących ze sprzedaży fizycznych kopii wspomnianych albumów, została przekazana na fundację, zajmującą się badaniem psychodelików pod kątem ich ewentualnego, medycznego zastosowania. Do tej pory wszystko to Sonic Boom.

Realizacja projektu koniec końców była po równo obopólna. Jest tu tyle samo Noah, co Petera. Można pozazdrościć tego, jak łatwo i najwyraźniej przyjemnie przychodzi im praca w duecie oraz zlepianie pomysłów do formy całkiem treściwej tkanki tętniącej psychodelią. Część kompozycji skręca w stronę amerykańskiej tradycji pisania piosenki rockowej popularyzowanej przez Briana Wilsona, którą pilnie za młodu studiował Panda Bear (Danger, Edge of the Edge, Gettin’ to the Point). Inne z kolei przewodzą w bluesujących, matematycznie napędzanych frazach, za jakie bez najmniejszego wątpienia odpowiedzialny był Sonic Boom (Whirlpool, Go On, Everything’s Been Leading To This). Reset to rock and roll przyszłości, który wraca do korzeni obu panów nie tylko w formie i treści, ale i przede wszystkim we wrażeniach i domniemanym działaniu. Ma być przyjemnie. A jeżeli z jakiegoś powodu przyjemnie nie jest, blisko czterdzieści minut nieskrępowanej niczym ani nie uświadczającej najmniejszego pośpiechu muzyki przekonać powinno, że na ten moment wszystko jest ok.

W.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ostatnie posty

Archiwum

Ostatnia playlista

tranzyt:
1. «przejazd osób lub przewóz towarów przez obszar danego państwa w drodze do innego państwa»
2. «przechodzenie planet przez znaki zodiaku»

Playlista imienna numer jeden. Miejmy nadzieję, że okaże się być jedną z wielu. Gdzieś przenika, gdzieś przechodzi. Raz spokojniej, raz żwawiej. Roztacza wspomnienia po ostatnim OFF Festivalu. Niech smakuje!