Co to jest za płyta? Znienawidzona przez krytyków w momencie swojego ukazania, a którą sam odpowiedzialny, Van Morrison, uwielbia najbardziej z własnego, niezwykle płodnego dorobku.
Co to jest za płyta? Cytowana przez Stevena Wilsona i Tima Bownessa w ich podcaście The Album Years jako ta, której brzmienie przywodzi na myśl, przecierające szlaki post rockowi Spirit of Eden Talk Talk, wydane raptem 8 lat później. Common One, bo tak zwie się rzeczona płyta, w przeciwieństwie do Spirit of Eden, została nagrana w bardzo krótkim czasie – w niespełna 9 dni w studiu Super Bear Studios w Nicei, jakie miał do dyspozycji zespół północnoirlandzkiego barda.
Dla wielu krytyków, Van Morrison, istotnie, postradał zmysły. Wśród nich stali fani skarżyli się, że jego skok w bok od muzyki r&b i stricte bluesowej to wyłącznie nieporozumienie. Mistrzu nie trzeba było. A jednak trzeba było. Common One wydane zostało w sierpniu 1980 roku i to, że odbiega w swojej formie i treści od kanonicznych płyt mistrza (Astral Weeks z 1968 roku i Moondance z 1970 roku), pamiętających jeszcze pierwszych hipisów, powinno pozostać wyłącznie uwagą stylistyczną. Prawda jest taka, że mało kto czekał wówczas – w 1980 roku – na folk podany w formie jazzu ze smętnym głosem Vana Morrisona w tle. Mało kto spodziewał się też nawiązań do new age’owych improwizacji.
Common One stała kompletnie w opozycji do swojej poprzedniczki, piosenkowej, utrzymanej w klimacie r&b i country, a więc przystępnej dla szerokiego grona słuchaczy, płyty Into the Music, wydanej zaledwie rok wcześniej. Recenzenci też przychylniej wypowiadali się o Into the Music, która była określana epitetami: „znakomita”, „niezwykle ambitna”, czy wręcz „oszałamiająca”. Krytyk piszący dla Rolling Stone porównał ją do „rezurekcji”, swoistego „zmartwychwstania” mistrza, cokolwiek miałoby to oznaczać.
Po 42 latach od wydania, utworami pochodzącymi ze wspomnianego albumu i wartymi większej wzmianki są Bright Side of the Road oraz It’s All in the Game. Pomimo tych olbrzymich różnic w brzmieniu obu albumów, Into the Music odcisnęła swoje piętno na Common One. Van Morrison w 1979 roku zbudował inponujący zespół, złożony z 9 muzyków, który zagrał utwory z obu wydawnictw podczas koncertu na festiwalu w Montreux w czerwcu 1980 roku. Ten sam zespół brał udział w dziewięciodniowej sesji do Common One, mającej miejsce na francuskim wybrzeżu cztery miesiące wcześniej.
Delikatna i spirytualna w brzmieniu, ale także niezwykle osobista dla samego twórcy, Common One przywołuje do prostoty życia, płonącego uczucia do jazzu i wolnej improwizacji oraz wielkiej, stale obecnej i aktualnej poezji, która jest kluczową składową dla całego dorobku barda z Belfastu i byłego członka grupy Them.
Album konstrukcyjnie opiera się na sześciu możliwie odrębnych i skończonych utworach, skupiających się wokół zabawy między ciszą a pojedynczymi dźwiękami w świecie „vanmorrisonowo” brzmiących r&b, country i folku. Tytuł zaczerpnięty został z pojawiającej się frazy „Oh, my common one”, która pojawia się w najdłuższym na albumie utworze Summertime in England – suity chwalącej codzienne cuda natury, doświadczanych przez artystę.
Porównanie Common One do spirytualnej, wyzwolonej muzyki Talk Talk przez duet artystycznie znany jako No-Man we wspomnianym podcaście, oraz przywołanie tego spostrzeżenia nie jest wyłącznie przypadkowe. Brzmienie organów przypomina drapieżną grę Steve’a Winwooda na tym samym instrumencie w utworze Living in Another World (saksofonowe Satisfied). Pojawia się harmonijnie wtopiony w sekcję dętą chór, przywodzący na myśl utwór grupy Marka Hollisa Time It’s Time (jazzujące Haunts of Ancient Peace). Album kończy credo do atmosferycznego, sennego i aczkolwiek zadziornego post rocku, kojarzonego z późnymi dokonaniami Talk Talk (transowe o niezachowanej melodii When Heart Is Open).
Dzisiaj Summertime in England ma na Spotify blisko 2 miliony odsłuchań w samym miesiącu sierpniu. Coś co pozornie wydawało się przesadą, jednorazowym wygłupem, czy przywołanym już skokiem w bok, nadal podoba się i co istotniejsze, potrafi inspirować. Common One przeprowadza słuchacza przez różne barwy i struktury. Pokazuje koloryt wielu gatunków, a przy tym wskazuje, że przy odpowiednim akopamamencie, folkowo brzmiący głos Van Morrisona potrafić stać się jedną tkanką z jazzem, jaki panoszy się na całym Common One.
W.