Niech wakacje będą wakacjami. Praca pozostanie pracą. Ale przede wszystkim niech „Nowości wydawnicze” na jeden raz staną się „Wiosenną nadrabianką”. Opowiadam, co słuchałam w ostatnich, trzynastu prędkich tygodniach. Przybliżam albumy wydane jeszcze w kwietniu i maju. A było tego dużo. I było intensywnie.
Spiritualized – Everything Was Beautiful
Ćwiartka Animal Collective w postaci Panda Bear i połowa Spacemen 3 – o których zdecydowanie za mało pojawia się na niniejszym blogu – w postaci Sonic Booma przed paroma dniami ujawniła swoją współpracę, której na imię będzie Reset. Z kolei druga połowa angielskiej legendy sceny psychodelicznej, w osobie Jasona Pierce’a, powróciła pod skrzydłami swojego wieloletniego projektu Spiritualized, i skutecznie przedłuża dobre imię trzyakordowej psychodelii wyuczonej jeszcze za czasów Spacemen 3. Ta jest niejednoznaczna. Czasami brzmi bardziej monumentalnie, orkiestralnie, czasem przybiera minimalną, gitarową formę. Everything Was Beautiful w bliższym poznaniu okazuje się być nie tylko pozaziemską, ale też niezwykle przyziemną jazdą na rollercoasterze.
Do posłuchania na: Bandcamp Spotify
Father John Misty – Chloë and the Next 20th Century
Country, folk, kaberet, musical, lata 30-te, americana i jeszcze więcej. Father John Misty’emu udało się jakoś pogodzić wszystkie wymienione składowe i nie popaść w nawet najmniejszą śmieszność. Chloë and the Next 20th Century jest łagodna i niewinna jak baranek. Wypełniają ją przecież piosenki o miłości nadal współczesnej, zaaranżowane są one jednak na starą modłę. Ale czy nie tego właśnie potrzebowaliśmy? Odrobiny magii w obecnych, bezimiennych czasach?
Do posłuchania na: Bandcamp Spotify
Kikagaku Moyo – Kumoyo Island
Jak się teraz okazuje, 2022 to rok należący także do spektakularnych w swojej formie i treści pożegnań. W lutym, trochę niespodziewanie, na parę dni przed wydaniem albumu pieczętującego status formacji, Black Country, New Road pożegnało się ze swoim dotychczasowym liderem. Japoński kwartet Kikagaku Moyo, który debiutował przed dziewięcioma laty, i który wpisywał się w ramy rocka psychodelicznego, na podobnej zasadzie ogłosił swoje rychłe rozwiązanie. Żegnają się w wielkim stylu. Przy okazji debiutu Forest of Lost Children (2014) byli nie mniej genialni, ale i bardzo ezoteryczni. Kumoyo Island to bardzo swawolna wyspa. Kwartet ma wyraźną frajdę z grania. Tę samą frajdę, która połączyła ich na wczesnych, tokijskich sesjach nocnych, jakie zaważyły na założeniu faktycznego zespołu. Blisko pięćdziesięciominutowa fuzja czystej psychodelii w stylu 13th Floor Elevators, łączącej funkujące, zachodnie wpływy z pierwiastkami wschodnimi.
Do posłuchania na: Bandcamp Spotify
King Gizzard and the Lizard Wizard – Omnium Gatherum
Ci Australijczycy grali już praktycznie wszystko – wiadomo – łącząc różne wpływy i nurty z rockiem mikrotonowym, którego są definitywnymi pionierami. I niby po raz kolejny eksplorują krautrock (The Dripping Tap), funk i soul (Ambergris, Blame It on the Weather) czy jazz i hip hop (Kepler-22b), a całość zamykają w klasycznym już tak bardzo dla siebie, psychodelicznym sosie, to jednak Omnium Gatherum wypada nadzwyczaj nowatorsko i świeżo. King Gizzard and the Lizard Wizard nie grali tak dobrze od roku 2016 przy okazji albumu Nonagon Infinity. Ten, obecnie, sekstet to istna studnia pomysłów bez widocznego dna.
Do posłuchania na: Bandcamp Spotify
Fontaines D.C. – Skinty Fia
Moda na lata 90-te trwa w najlepsze. Zespoły jakie zawiązały swoje kariery jeszcze w ostatniej dekadzie XX wieku, po to by na parę lat zniknąć ze sceny, powracają po czasie i przechodzą swoją drugą młodość. Młoda psychodelia dała się już lubić od jakiegoś czasu. Do tej pory jednak nie było niemal żadnego godnego potomka brytyjskiej inwazji lat 90-tych, czyli brit popu. Nadszedł on z Irlandii. Formacja Fontaines D.C. zadebiutowała w roku 2019. Drugi album wydała w pandemicznym 2020. Wychodzi na to, że w ich przypadku sensu nabiera zasada „do trzech razy sztuka”. Skinty Fia nawołuje nie tylko do brit popu, panoszącego się w singlu Jackie Down the Line. To także śmiałe nawiązania do Morrisseya z ery The Smiths, fenomenu The Stone Roses, czy stricte zimmofalowych brzmień, z których nagminnie korzysta kwintet. A co będzie z nimi dalej? To się jeszcze okaże.
Do posłuchania na: Bandcamp Spotify
EABS – 2061
Trafi się taka polska perełka raz na jakiś czas. Ale to taka prawdziwa perełka. W zeszłym roku zachwycałam się nad albumem Kwasy i zasady wrocławskiej formacji Błoto. W tym roku zachwyciło mnie wydawnictwo autorstwa matczynego projektu, kreowanego przez członków Błota. 2061 to czwarta płyta w dyskografii EABS, która bardziej w stylu samego Sun Ra mimowolnie przywołuje do kompozycji tego samego sekstetu, wydanych w roku ubiegłym.
Do posłuchania na: Bandcamp Spotify
Sharon Van Etten – We’ve Been Going About This All Wrong
O ile kabaretowa stylistyka Father John Misty’ego może kogoś odrzucać, o tyle We’ve Been Going About This All Wrong autorstwa Sharon Van Etten może zrzeszyć sobie pokaźne grono słuchaczy. Introwertyczne – jak na Van Etten przystało – nieco shoegazingujące, po równo akustyczne i elektryczne najnowsze wydawnictwo Amerykanki jest świetnym kompromisem między tym, co artystyczne a bardziej popularne. Płyta niebanalna, jednak w paru miejscach nie ustrzegła się pompatyczności i powtarzalności. We’ve Been Going About This All Wrong brzmi jak spotkanie w połowie drogi między songwriterstwem Joni Mitchell a twórczością Cocteau Twins. Już zapowiadam – jesienią będzie brzmiało ono jeszcze soczyściej.
Do posłuchania na: Bandcamp Spotify
Jack White – Fear of the Dawn
Stylistka okładkowa Jacka White’a nigdy nie zawodzi. Jednakże nie do końca przychylnie odbierane bywały natomiast jego muzyczne wybory, jakie realizował na albumach solowych. Jack również był zawsze nowatorski i zdecydowanie niepowtarzający się, co za tym idzie też niewiarygodnie konsekwentny. Fear of the Dawn w przeciwieństwie do Blunderbuss (2012) jest elektryczna i najeżona riffami delikatnie mrugającymi w stronę Queens of the Stone Age. Rock and rollowa stylistyka, jaka niezaprzeczalnie pełni władzę nad Fear of the Dawn, wypada autentyczniej niż w przypadku bardziej wysublimowanych Lazaretto (2014) czy Boarding House Reach (2018). Jack odnalazł złoty środek.
Do posłuchania na: Bandcamp Spotify
The Dream Syndicate – Ultraviolet Battle Hymns and True Confessions
Niewiele post punkowych kapel z lat 80-tych gra po dzień dzisiejszy. Angielskiemu Bauhausowi udało się ponownie spotkać, co w międzyczasie przerwała pandemia. Amerykanie nie mieli tutaj żadnego godnego reprezentanta. W 1982 roku amerykański kwartet The Dream Syndicate nagrał swoje małe magnum opus noszące nazwę The Days of Wine and Roses – płytę niezwykle skoczną, drapieżną, czasami wręcz transową, a więc i punkową. Dwa lata później ukazało się drugie małe magnum opus – Medicine Show – skupiającego się częściej wokół złożonej natury człowieka w bluesowej manierze godnej samego Nicka Cave’a. Ultraviolet Battle Hymns and True Confessions łączy ze sobą te dwa wpływy, obecne od zawsze w dorobku The Dream Syndicate, w całkiem nowatorski sposób.
Do posłuchania na: Bandcamp Spotify
Belle and Sebastian – A Bit of Previous
Bardzo trafny tytuł dla swojego najnowszego albumu wybrała szkocka formacja Belle and Sebastian. Poszczególne kompozycje na A Bit of Previous mogą zwieść, czy mamy do czynienia z rokiem z 2022, czy może z 1986, równie dobrze mógłby to być 2004. Stylistycznie odważają się odejść na daleko. Słychać nawet pogłosy The Waterboys czy progresywnych lat 70-tych. Czego tutaj nie ma.
Do posłuchania na: Bandcamp Spotify
W.